Tags

, , , ,

O tak, kolejny dobry dzień przed nami. Obudziliśmy się bardzo optymistycznie wiedząc, że ślusarz przyjeżdża o 10 rano, lecimy na lagunę i będziemy mieli dorobiony nowy, lśniący kluczyk do golfa.

Nic z tych rzeczy! Po śniadaniu mistrzów tutaj w Surf-Village, (najlepsza jajecznica na szynce jaką jedliśmy do tej pory w Brazylii) spakowaliśmy sprzęt ( bo jak już uporamy się z autem, wciśniemy jeszcze sesyjkę na lagunie) oczekując na przyjazd ślusarza.

Godziny mijały, a po ślusarzu słuch zaginął , nie pojawił się o umówionej godzinie, nie odbierał telefonów i nikt w małej wiosce nie widział go cały dzień. Nadeszło południe i dopiero powoli sprawy zaczynały nabierać tempa ( co w zasadzie nikogo nie powinno dziwić w Brazylii). Ślusarz został spisany na straty, ale w porze lunchu, pojawił się inny mechanik, który stwierdził, że bez większego wysiłku “włamie” się i odpali naszego klekota (jedyne narzędzia jakie miał przy sobie to 2 śrubokręty i kombinerki, hmmm?). Plan był następujący: Keir jedzie z niepozornie wyglądającym mechanikiem na lagunę, na jego motocyklu. Otwierają auto, łączą kilka kabelków, odpalają gada, przywożą go to Hotelu ( Darek właściciel, bardziej się martwił o to, że zastaniemy samochód bez, kół, bez lusterek itp., niż o siłę żywiołu przypływu, dlatego postanowiliśmy zabrać go z laguny jak najszybciej) i wtedy będziemy szukać zaginionego ślusarza.

Jadą, pełni entuzjazmu i gotowi 🙂 !, Daleko nie zajechali, bo jedynie 5 metrów i co? Linka od gazu w motocyklu urwała się, tuż przed wyjazdem z parkingu hotelowego. Nie wierzę! Jednak nie zbiło nas to z tropu, wszyscy biliśmy nadal w dobrym nastroju i pełni entuzjazmu, mimo kłód rzucanych nam przez los pod nogi.

Po kilku telefonach inny mechanik dojechał do hotelu, na ironię, przybył on w identycznym czerwonym klekocie jak nasz, utknięty na lagunie. Teraz wszystko znowu zaczynało nabierać sensu. Mamy się czym dostać na lagunę, wystarczy włamać się do auta, może nawet uda się otworzyć je kluczykiem od tego drugiego golfa, uruchomić dziada i dojechać do parkingu Surf Village, na którym nie ma przypływów.

Tu wlaśnie utknął nasz golf

Tu właśnie utknął nasz golf

Oczywiście, klucz nie działa, mechanicy nie zdołali otworzyć żadnych drzwi, więc zdecydowaliśmy wybić jedną małą szybę w tylnych drzwiach samochodu. Jesteśmy w domu! Teraz wystarczy go tylko odpalić. Dwie godziny później, po przecięciu każdego możliwego kabelka i skręceniu go z innym, nasi mechanicy, nie byli również w stanie odpalić klekota. Musieliśmy wiec “zaatakować” z innej strony. Muszę dodać, że mechanicy wiedzieli, co robią. Podłączali odpowiednie przewody i odpalali silnik, jednak natychmiast sam się gasił z powodu jakiegoś dzisiejszego systemu anty włamującego, który musiał być jedyną luksusową opcją zainstalowaną w tym tak “gołym” golfie. Co za pech! Oczywiście, ci chłopcy doskonale wiedzą, jak odpalić starego żuka lub Ładę 4 × 4 z lat 90, niestety,nikt ich nie nauczył, jak włamać się do nowoczesnego samochodu. Takie jest życie, nikt nie mówił, że będzie łatwo.

Jedyne wyjście teraz, aby wykorzystać mechanika z Golfem, aby zholował naszego klekota do hotelu. Drogę wzdłuż plaży przecinało kilka rzeczek uchodzących do morza, to może być ciekawe… Więc skoro ta opcja nie była brana pod uwagę przed wyjazdem musimy znaleźć linkę. Krótki sparciały sznurek musiał wystarczyć. Nie muszę dodawać, że co chwilę się urywał, a zaledwie po kilkaset metrach wzdłuż plaży ( a do pokonania mieliśmy 12 km), utknęliśmy w piasku! Więc teraz mieliśmy dwa samochody w głębokim piasku, przy samej wodzie, gdzie w tym miejscu przypływ właśnie się zaczynał. Na pewno zmyje oba samochody.

W klekocie w drodze do hotelu... niezbyt wyraziste miny...

W klekocie w drodze do hotelu… niezbyt wyraziste miny…

Na szczęście dla nas, beach buggy zatrzymał i wyciągnął oba pojazdy. Wiec byliśmy na trasie ponownie. Długo nie trzeba było czekać, gdy po raz kolejny utknęliśmy w głębokim piasku … I jak by tego było mało, to teraz jego silnik nie chce odpalić, bo akumulator jakimś cudem zdechł w jego samochodzie. Keir zrezygnowany zapytał w swoim możliwie najlepszym brazylijskim akcencie, “Alternator?” I facet odpowiedział: “Nao Bom Amigo” (No dobra kolego) … Super !!!

Więc znowu, w środku tej niekończącej się plaży, fala szybko się wzbiera, 2 samochody całkowicie bezużyteczne. Kolejny nieudolny plan, to zamienić szybko akumulatory. 10 minut później, z triumfalnym okrzykiem zwycięstwa po usłyszeniu “Bruuum, Bruuum” znowu byliśmy mobilni. Tym razem, jednak mechanik zdołał przekonać bardzo przyjaznego kierowcę beach buggy (który zawrócił z pomocą, jak zobaczył, że znowu utknęliśmy), aby to on przejął pałeczkę w holowaniu, a golf mechanika będzie “osłaniał” tyły. Konwojem do domu na czele z beach buggy ze zmęczonymi kiterami, jak by nie można było tak od razu 😛

droga do raju???

Droga do raju???

Tylko po jednym urwaniu się sznurka i byliśmy w domu bezpiecznie, zaledwie 5 godzin po planowanej szybkiej, maksymalnie pół godzinnej akcji…

Jak, by tego wszystkiego jeszcze było mało, właśnie się okazało, ze ten ślusarz to chyba nam się przyśnił, nikt nie może go znaleźć. Jedynym wyjściem teraz, będzie wycieczka do Fortalezy jedyne 150 km, aby odebrać duplikat kluczyka za jedyne 900 R$ ( około 300 Euro). Najszybciej w poniedziałek, bo przecież jutro jest niedziela i w Brazylii wszystko jest zamknięte.

Kite-Point wskazówka nr 4. NIGDY, prze nigdy! Nie wychodź na wodę z kluczykiem samochodowym, zwłaszcza w Brazylii, na lagunie, która jest dostępna tylko drogą morską, lotniczą i pojazdem dostosowanym do nawierzchni plaży jedynie podczas odpływu!

wydmy które prowadzą do laguny

Wydmy które prowadzą do laguny

Niestety dla nas, nie udało nam się wcisnąć nawet krótkiej sesji na kite, po prostu za dużo stresu, ale o dziwo tego wieczoru humory nam ciągle dopisywały, po raz kolejny mogliśmy się wylegiwać na hamakach w zaciszu Surf Village & planować nasz jutrzejszy dzień. Otwarte morze, podziwianie zachodu słońca z zimnym piwkiem, skoro i tak nic jutro nie zdziałamy, równie dobrze możemy się wyluzować i nabrać energii na kolejny (pewnie pełny przeszkód) dzień.

hotel_photo_01

Surf Village i naliczyliśmy 36 hamaków

Doszliśmy do wniosku, gdyby takie sytuacje się nie zdarzały, to na pewno było by łatwiej. Ale skoro już się zdarzają, to ludzie jakich poznajemy po drodze i doświadczenia jakie nabywamy są bezcenne. I za kilka lat będziemy boki zrywać z własnej głupoty i nieudolności, a wspomnienia z tej wyprawy będą na pewno bardziej wyraziste i niezapomniane.

Pomyślnych wiatrów…